Przejdź do głównej zawartości

Łuk

 


🏹 Ignacy uwielbia strzelać z łuku i nieźle mu to wychodzi. Gdy nie ma akurat łuku pod ręką, a chciałby mieć, to go sobie robi. 💪 

Gdy jesteśmy na wyjeździe - a często bywamy - a nie ma akurat sznurka, to go sobie szuka w mijanych sklepikach. Gdy znajdzie - to wiadomo - konstruuje łuk, a potem prawie każda strzała trafia do celu. 🎯Ot, takie ma celne oko. ☺️


🌲 Poszliśmy ostatnio do lasu. Ignaś wziął tym razem ze sobą swój kupny łuk z długą strzałą, zakończoną taką specjalną przyssawką.

Nagle wpadł na świetny pomysł, by strzelić w koronę drzew. Strzała poszybowała w górę, chwilę balansowała na napotkanej gałęzi („Mamo, tato, co teraz!?”), ale jednak spadła. Ufff! 😅


🏹 Ale ponieważ nasz dziesięcioletni syn ma czasem krótką pamięć i nie lubi uczyć się na błędach, po 10 minutach strzała odbyła swoją najdłuższą jak dotąd podróż ku niebu i zatrzymała się hen, hen wysoko, tak że ledwo ją było widać. 👀


  • Tato! Widzisz tę strzałę? - spytał Ignacy, trochę załamany, trochę zaskoczony, że nie spadła. - Przecież tam tak wieje! Dlaczego ona nie spada? 
  • Też właśnie nie wiem. Ja bym raczej spadł - odpowiedziałem.


🪵 Moją pierwszą myślą było po prostu strącenie strzały kawałkiem drewna. Podrzuciłem zatem taki właśnie solidny fragment z całych moich czterdziestoletnich sił w górę, ale on nawet nie dotknął najniższej gałęzi. ☹️


🙄 Myślę, że w tym momencie oboje z Ignacym przeżyliśmy taki pierwszy szok: „Hmmm… to jednak jest wyżej niż myśleliśmy”. 🤔


🪵 Wtedy podeszła sześcioletnia Helena:

  • Ja spróbuję - powiedziała ochoczo i rzuciła znaleziony przez siebie, solidny kawałek drewna, który przeleciał tuż obok mojego prawego ucha. 👂


🏹 Skoro rzucanie nie wychodziło nam tak, jak byliśmy przekonani, że nam wyjdzie, Ignacy postanowił znaleźć długi, gładki kij i stwierdził:

„My w tę strzałę po prostu strzelimy!” 💪


👍 To brzmiało jak niezły plan, gdyby nie to, że my tej strzały na drzewie nawet dobrze nie widzieliśmy. 🔭


🤩 Helenie, na wzmiankę o strzelaniu, od razu zaiskrzyły się oczy:

  • Mogę spróbować? - spytała.

W sumie to co nam szkodziło.

Ja w tym czasie chodziłem pod drzewem i wytężałem wzrok. 👀

  • Tutaj tato! - krzyczał mój syn. - Jak tu staniesz to ją zobaczysz! - instruował.


🎈Już wtedy, realnie patrząc, byłem prawie pewien, że równie dobrym planem byłoby, gdybyśmy jak Kubuś Puchatek nadmuchali  balonik i - udając małą, czarną chmurkę - próbowali po prostu polecieć po naszą zgubę. 🌲


🪵 Tymczasem Helena, ze swoimi niegasnącym entuzjazmem, próbowała jeszcze rzucać w tę strzałę. 💪

Okazało się, że jeżeli w czymś jesteśmy z Ignacym dobrzy, to w robieniu uników właśnie. 😅


😣 Byłem już bliski zrezygnowania, ale od tylu lat wpajamy z Dorotą naszym dzieciom, żeby wierzyły w siebie i się nie poddawały, że tak jakoś głupio byłoby teraz odpuścić. Tkwiliśmy już pod tym drzewem pół godziny. 

Dorota kibicowała z pobliskiej polany, zajęta podziwianiem cudnych, leśnych dzwonków, które były akurat w pełnym rozkwicie. 


🏹 Ignacy wziął łuk, napiął cięciwę i wypuścił strzałę w górę, a ta poszybowała prosto w kierunku naszego celu, ale zrezygnowała w jednej trzeciej drogi. Próbował jeszcze kilka razy i przyszła kolej na mnie.

😲 Dzieci (#teamtata) spojrzałby na mnie takim wzrokiem, jakbym co najmniej był Robin Hoodem i tylko we mnie była nadzieja na uratowanie naszej rodziny. 🎯


🌲 Chwyciłem łuk i rzuciłem okiem na koronę drzew. Dwadzieścia albo trzydzieści metrów nade mną majaczył jakiś pomarańczowy kształt, który według Ignacego był strzałą („Stań tutaj! Zobacz!”) 👀

Naprężyłem wszystkie mięśnie i strzeliłem, a strzała drasnęła te trochę wyższe gałęzie i spadła po drugiej stronie drzewa.


🤗 Usłyszałem, zagrzewające do działania, wiwaty Helenki i Ignacego, więc spróbowałem jeszcze raz i jeszcze raz i gdy wydawało mi się, że już wyżej strzelić się nie da, nagle moja strzała dresnęła tamtą strzałę. 🫣

  • Udało Ci się tato! - usłyszałem pełen podziwu głos mojego syna. - Trafiłeś w nią! 😁


🤩 I to by mi w sumie wystarczyło. Ja wiedziałem, że to był szczyt moich możliwości ponieważ ja zazwyczaj mam problem, żeby trafić celnie gazetą muchę na ścianie. Teraz mógłbym spokojnie odejść z godnością i przekuć ten wyczyn w sukces. 👍🏆


I wtedy podekscytowany chór dzieci zakrzyknął:

  • Mamo! Tata prawie trafił!
  • Spróbuj jeszcze raz! 🎯🥰


A ponieważ wpajamy z Dorotą naszym dzieciom, że zawsze i tak dalej…


🏹 Chwyciłem ten łuk, napiąłem cięciwę, przymknąłem lewe oko (jak mnie uczył Ignacy) i strzeliłem jeszcze raz. 🤛 

I wierzcie lub nie, ale za którymś kolejnym razem, jakkolwiek dziwnie i niewiarygodnie to brzmi, trafiłem strzałą w strzałę. 😳


🎯 Dwie strzały radośnie spadały z drzewa, a dwójka dzieci radośnie skakała nieopodal. 😜


💪 Wieczorem długo bolała mnie ręka. To był dobry trening celności przed nadchodzącym latem. Drżyjcie komary i muchy! 🦟🎯

A jak przyjdzie co do czego i mi się nie uda? 

Zawsze mogę powiedzieć, że umiem trafić tylko w komary, ukrywające się w koronach drzew. 🌲🌲🌲😅


👍Jeśli lubisz takie rodzinne, nietypowe i zabawne historie to koniecznie odwiedź nasz blog: blogmamotato.blogspot.com oraz polub naszą stronę mamotato na Facebook i Instagram 😊


#mamotato #mamotatostore #łuk #strzelanie #syn #córka #las #drzewa #cel #przygoda #adventure #bow #archery #kids #tree #woodland #forest #familytime #robinhood #challenge


Jeśli podobał się Tobie nasz wpis polub stronę mamotato na Facebooku 👍🙃

Obserwuj mamotato na Instagramie 😉🔭

Subskrybuj nasz kanał mamotato na YouTube 🎶🎹




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mydło Wikingów

Ignacy Godlewski (lat prawie 9) dorasta. Stało się to nagle i niespodziewanie. Zaczęło się chyba od tego, że postanowił nam zrobić herbatę i na pytanie zestresowanego ojca: „Nie poparzysz się?” Odpowiedział coś w stylu: „Nie! No weź!” (Pytanie oczywiście było durne, bo nie znam osoby, która na takowe odpowiedziałaby: „Tak, pewnie się poparzę, ale najwyżej w stopniu lekkim”). W każdym razie Ignacy jak obiecał, tak faktycznie się nie poparzył i robi nam te herbaty teraz cyklicznie. Czasem dochodzi do tego jakieś zorganizowanie śniadania a ostatnio zaczął być specjalistą od rozpalania grilla. Zrobił się przy tym jakiś taki dumny i męski. Generalnie nie ma dla niego rzeczy niemożliwych i nawet czasem gdy jego tata się poddaje i mówi, że czegoś się nie da zrobić, to Ignaś mówi: „Pokaż mi to!” i okazuje się, że jednak się da! Dziś natomiast Ignacy zaskoczył nas wszystkich ponieważ postanowił zrobić mydło. I nie jakieś tam byle jakie, tylko mydło z kasztanów! Od jakiegoś czasu ten pomysł ...

Ignacy i nowa budowa

- Tato, widziałeś? Tam była nowa budowa! - Usłyszałem z tylnego siedzenia, gdy dziś rano odwoziłem Ignacego samochodem do przedszkola: - Naprawdę? - spytałem. - Tak, nie widziałeś? - usłyszałem wyraźny wyrzut w głosie. - Nie widziałem, ale skąd wiesz, że to była nowa budowa, były tak jakieś koparki? - spróbowałem podpytać. - Nie, tylko dwóch ludzi - odpowiedział Ignacy. - I co oni robili? - byłem ciekaw. - No chodzili... i rozmyślali... - wymieniał powoli Ignacy. - A co, budowlańcy dużo rozmyślają? - spytałem. Ignacy zamyślił się i po chwili powiedział: - Myślę. Po kolejnej chwili dodał: - Myślę. I po kolejnej chwili zakończył melancholijne: - Tak - po czym kontynuował. - A wiesz tato, że ja dziś w przedszkolu znowu będę budował z Marcelem podziemny garaż. Ja bardzo lubię budować z Marcelem. I wiesz tato, ja rządzę na tej budowie. Jednym słowem może jednak ten mój syn będzie budowlańcem, przecież ma już opanowane dwie podstawowe cechy sztuki budowlanej: rządzenie i rozmyśla...

Teraz to już pewne. Mężczyznom brakuje jednego genu.

 To jeden z tych kiepskich poranków. Straszna migrena, taka, która sprawia, że każdy krok jest dramatem i powoduje odruch wymiotny. Każdy odgłos przeszkadza, a wiadomo, że przy dwójce dzieci odgłosów jest naprawdę niemało. Ignacy od razu zauważył, że coś ze mną nie w porządku i zapytał co się dzieje. Otrzymał odpowiedź, że boli  mnie strasznie głowa i chce mi się wymiotować. Przytulił mnie i odrzekł krótko: - To wymiotuj mamo! No tak… chyba sformułowanie „chce mi się wymiotować” nie jest odpowiednie. Przecież jak czegoś się chce to powinno się to robić… Nieważne. Byle tylko usiąść na kanapie. Tak! Jak siedzę, to wszystko wiruje jakby mniej. Łykam paracetamol i jak zwykle wierzę, że za chwilę będzie lepiej. Nagle słyszę okrzyk oburzonego Ignacego, który wymachuje pustym kubkiem: - Mamo a Helena to wypiła a nie wiadomo czy to nie było wino?! - Jakie wino? Skąd wino? – pytam, rozglądając się nerwowo po pokoju i starając się przypomnieć sobie kiedy w ogóle piłam ostatnio ja...