Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą córka

O zwierzętach i mózgu słów kilka

- Mamo! A koguta to można tak schować do buta? - zagaiła ni stąd ni zowąd Helenka. - A ty jak myślisz? - zapytałam ja. - Nie można go wkładać do buta bo by się udusił! A takiego indora do wora to można? - kontynuowało moje czteroletnie dziecko. - A co ty na ten temat sądzisz? - spytałam ja i zorientowałam się, że to nie chodzi o jakieś tam przykładowe zwierzęta tylko te z piosenki. No bo kto nie zna starej jak świat melodii, którą nuciły nam nasze babcie: "Miała baba koguta, koguta, koguta! Wsadziła go do buta, do buta! Siedź!" Dalej jest tam tekst o indorze i baranie więc spodziewałam się kolejnego pytania mojej córki, która powiedziała: - A barana to można włożyć do siana? - A ty jak myślisz córeczko? - zapytałam. - No ja myślę, że nie można, bo on by się mógł udusić i nawet ktoś by mógł go zdepnąć w tym sianie... I wiesz co mamo? Ja myślę, że ta baba w tej piosence to była jakaś głupia... Kilka dni temu natomiast Helka nagle wykrzyknęła: - Mózg to jest fajna rze...

Chleb z bitą śmietaną

Kilka dni temu przy śniadaniu nasza czteroletnia Helena, siedząc przy stole, spytała: - Mamo, myślisz, że moglibyśmy kiedyś zrobić chleb z bitą śmietaną? - Może tak - odpowiadziała z wahaniem mama Dorota. - Chleb z bitą śmietaną - powtórzyła nasza córka z rozmarzeniem - ale bez skórki, bo ze skórką chleb z bitą śmietaną smakuje dziwnie... chyba. Skórka wiele zmienia. Dziwne tylko, że mówi to osoba, która często robi sobie chleb z dżemem i szynką naraz, od czasu do czasu maczając w tym dżemie ogórka. Jędrzej / mamotato Jeśli podobał się Tobie nasz wpis polub stronę mamotato na Facebooku  👍🙃 Obserwuj mamotato na Instagramie  😉🔭 Subskrybuj nasz kanał mamotato na YouTube  🎶🎹

Plany Noworoczne i nie tylko

I jak tam Wasze postanowienia i plany na Nowy Rok? Będziecie więcej podróżować, mniej rozmyślać o przeszłości, zdrowiej się odżywiać, więcej czytać, częściej ćwiczyć? Okazało się że nasza czteroletnia Helena również poczyniła pewne plany, w jej wypadku dalekosiężne. Ostatnio zwróciła się do mnie mówiąc: „Wiesz co? Jak ja już będę duża to będziemy się razem spotykać i będziemy razem golić sobie nogi i pić piwko!” „Hmm” - odpowiedziałam, bo trochę mnie zamurowało, a potem popędziłam z pytaniem uzupełniającym - „Czy najpierw będziemy golić nogi a potem wspólnie pić?” Bo kolejność ma znaczenie i po takim wspólnym piciu to już takie golenie nóg to może wyjść różnie... „Tak, najpierw ogolimy nogi” - potwierdziła Helena, więc uznałam że to całkiem spoko plan. I teraz wieczorem, kiedy właśnie ogoliłam swoje nogi (sama) a mój małżonek przygotował dla nas grzane piwko, które podobno ma nam pomóc pokonać męczące nas od ponad tygodnia przeziębienie, to muszę przyznać że to jest super począte...

Rodzinne oglądanie fotografii, czyli słów kilka o posiłkach

Siedzimy sobie na kanapie i oglądamy albumy ze zdjęciami. - O! jaki słodziak! Popatrz! – mówię, wskazując na fotografię małego Ignasia na tle morza. - Czy to ja? – pyta nasza, prawie 4-letnia, Helena. Faktycznie ostatnio Ignaś i Helka zrobili się jacyś bardziej podobni do siebie i czasami trudno ich rozróżnić na zdjęciach. - Nie, Helenko! To mały Ignaś – mówi tata Jędrek i, wskazując na kolejne zdjęcie, dodaje - O! Popatrzcie, a tu jesteśmy z Ignasiem na spacerze w lesie… - A ja gdzie wtedy byłam? – nie daje za wygraną Helena. - Ty byłaś wtedy w mojej głowie. Bo ja sobie już o tobie myślałam… - mówię ja. - Ty się jeszcze wtedy nie urodziłaś – dodaje rzeczowo Ignacy. - O nie! – krzyczy Helka – Jak to się jeszcze nie urodziłam! Jak to byłam w głowie? Wy byliście z Ignasiem w tylu miejscach, a ja tyko w głowie i w głowie! - Bo ty jesteś młodsza… - jeszcze próbuje załagodzić sytuację tata, a ja siedzę, przyglądam się tej scenie i przysłuchuję, bo wiem, że Helki załagodzić byle c...

4 razy TAK, czyli przynajmniej 4 powody, dlaczego warto wybrać się z dziećmi pod namiot

Tak, zrobiliśmy to! Wybraliśmy się z dzieciakami pod namiot. Tak, byliśmy pełni obaw (czy Helena nie jest jeszcze za mała, czy dzieciaki zasną w namiocie, czy nie zmarzną w nocy itp.) Tak, daliśmy radę i jesteśmy z tej wyprawy mega dumni. Tak, to był niezapomniany czas. Dlaczego akurat pod namiot? Są przynajmniej 4 powody: 1. Uwielbiamy kontakt z naturą i przebywanie na powietrzu. 2. Kochamy pikniki. 3. Lubimy wyzwania. 4. Tak jest latem dużo taniej. Dzieciaki już od samego początku wyprawy były tak podekscytowane faktem , że noc spędzą w namiocie, że chciały znaleźć się na polu namiotowym jak najszybciej. 3,5 letnia Helena już od razna co chwilę powtarzała: - O! Już chyba za chwile będzie noc. Trzeba iść spać. To była frajda. Położyć się w prawdziwym namiocie i otulić się ciepłym śpiworem. Przed zaśnięciem otworzyliśmy „drzwi” od namiotu i patrzyliśmy w gwiazdy! Ach! Serio! Romantico, że hej! Spędziliśmy pod namiotem trzy noce. Bardzo ciepłe noce. Przeżyliś...

Spacery z dziećmi - level hard

Wiosna… Przyroda budzi się do życia. Kwitną kwiaty, drzewa puszczają pąki… no i to cudowne wiosenne powietrze... ach! Cieplejsze dni i piękna pogoda zachęcają oczywiście do spacerów. Uwielbiam. Właściwie to kochamy spacery rodzinnie. Jednakże spacery w naszej rodzinie bardzo ewoluowały przez ostatnie lata. Pamiętam jeszcze, właściwie już jak przez mgłę, czasy, kiedy z moim nowopoślubionym mężem pokonywaliśmy długie dystanse w górach, nad morzem, czy w parkach. Zawsze plecaki, termos i koc piknikowy i znikaliśmy na całe dnie. Tematy do rozmów nigdy się nie kończyły. Z małym Ignasiem spacery zamieniały się najczęściej w pirackie poszukiwanie skarbu. Mieliśmy mapy naszkicowane przez nas, bądź naszego syna, do tego oczywiście plecaki, termos i koc oraz jakieś małe co nieco na ulubiony piknik dla Ignasia. Najchętniej zabieraliśmy złote, czekoladowe monety, które podrzucaliśmy gdzieś w parku czy w lesie, żeby Ignac miał radość z odnalezionego skarbu. Obecnie - spacery z Heleną to po pros...

Zwyczajny poranek mamy z dziećmi

Sobotni poranek. Zaczynamy jeść   z założenia spokojne śniadanie. - Mamo! A brat oblizał nóż! – kabluje 2,5-letnia Helenka. - Ignasiu nie oblizuj noża – mówię i cytuję z Jeżycjady: „Kto oblizuje nóż nie przemówi już!” - Helenko podaj mi dżem – prosi Ignaś. - Nie! Ja mam teraz dżem! – deklaruje Helka. Udaje mi się stłamsić kryzys w zarodku. Słoik z dżemem stoi przy Helenie, a Ignacy podchodzi tam ze swoim talerzem i kanapką, bo oczywiście nie może poczekać. Śniadanie trwa. Rozmawiamy. Właśnie próbuję ugryźć przygotowaną dla siebie kanapkę… - Chcę sok! – krzyczy Helena po szybkim opróżnieniu kubka. Próbuję ją wychowywać (a jakże!), mówiąc „Powiedz poproszę” i takie tam, ale widzę, że dziś nie ma to sensu, więc staram się chociaż ugryźć jeszcze z dwa gryzy kanapki i idę do kuchni po sok. - Jak zrobiłaś ten sok? – pyta Helena – Dodałaś zimną wodę, sok z czarnego bzu i ciepłą wodę? – dopytuje. - Tak – odpowiadam, w duchu doceniając jej spostrzegawczość. - Nie chcę ...

Lodziarz - strach się bać

Lodziarz. O tym jak bardzo jest przerażający dowiedziliśmy się, widząc strach w oczach Helenki, gdy tylko wjeżdżał tym swoim lodowym vanem w naszą uliczkę z tą swoją - o zgrozo! - mrożącą krew w żyłach muzyczką "la la li li la la la". Muzyczka ta potrafiła obudzić naszą 2,5-latkę z dziennej drzemki. Helenka uciekała wtedy z łóżeczka i pod drzwiami krzyczała "mamo! tato!", a gdy tylko otwieraliśmy drzwi rzucała się nam w ramiona albo z płaczem uciekała gdzie pieprz rośnie. Wystarczyło "la la li li la la la" o jakiejkolwiek porze dnia, a Helenka stawała w miejscu z przerażeniem w oczach. - Lodziarz... - mówiła szeptem, jakby to była jakaś upiorna postać z horroru. Strach przed lodziarzem zaczął pojawiać się także bez muzyczki. Nie chciła wejść sama z dworu do pokoju, bo "lodziarz", a czasem na odwrót, bo "LODZIARZ"! Na nic się zdały tłumaczenia. Helenka była prawdopodobnie jedynym dzieckiem w okolicy, które odczuwało lęk do człowie...

Helenka i miejska dżungla

Dzięki naszym dzieciom życie staje się ciekawsze. Oczywiście przy okazji nie mamy w ogóle czasu wolnego, prawie nie śpimy, nie mamy prywatności, nie możemy spokojnie porozmawiać, ale przynajmniej nie jest nudno, bo dzieci potrafią nas zaskoczyć. Kilka dni temu nasza córka Helenka (2,5 roku) siedziała z mamą Dorotą w pokoju. W pewnym momencie przejechał pociąg i wydał z siebie dziwny dźwięk, tak jakby trąbnięcie. Helenka zaczęła nasłuchiwać i cicho, powoli, z przejęciem spytała: - Co-to-by-ło? Kto-to-tak-zrobił-na-trąbie? - Pociąg - odpowiedziała zgodnie z prawdą mama. - Nieee... nie pociąg. Nie to nie był pociąg - kontynuowała Helenka konspiracyjnym tonem, tak jakby wiedziała coś, czego my nie wiemy. - A co było według Ciebie Helenko? - spytała mama. - Słonie. Ale nie mamy się czego obawiać, bo według naszej córki "słonie lubią mamę i Lenkę i piją sobie wodę". No nic. Trzeba to sprawdzić. Są dwie możliwości: albo niedaleko nas po torach kolejowych przejeżdżał bana...

Trzy rzeczy, które są niezbędne, kiedy poróżujesz z dziećmi samolotem

Wiadomo, że podróżowanie z dziećmi nie jest łatwe. Jednak potrafi też dostarczyć niesamowitych, niepowtarzalnych wrażeń. Są trzy rzeczy, o których nigdy nie możesz zapomnieć, kiedy wyruszasz w podróż z tymi małymi, nieobliczlnymi istotami. 1. OPANOWANIE Poczatek podróży. Nadajemy nasze bagaże na lotnisku Poznań-Ławica. Z pewnymi siebie minami kładziemy je na taśmie, ponieważ w domu przepakowywaliśmy się kilkakrotnie i z kilkadziesiąt razy ważyliśmy walizki, aby sprawdzić, czy nie przekraczają ustalonego maksimum. Dwie z nich już zostały zważone i spokojnie odjechały na czarnej taśmie w dal. Ostatnia walizka leży na wadze przy panu lotniskowym, który patrzy na nas dziwnie i po dłuższej chwili mówi: - Ale ten bagaż jest za ciężki. - Jak to? – mówię ja i oszalałym wzrokiem patrzę na pana lotniskowego. W głowie już mam obrazy tego, że muszę teraz przepakować rzeczy, a przecież nie mam gdzie, bo pozostałe walizki już odjechały. - Przecież je dokładnie ważyliśmy w domu! – dodaję ...

Sen kreatywnie

Utarło się przekonanie, że rodzice małych dzieci nie sypiają w nocy. Muszę obalić tę teorię. Rodzice sypiają, ale po prostu bardziej kreatywnie i w bardziej urozmaicony sposób. Niech potwierdzeniem mojej tezy będzie opis dzisiejszej rodzicielskiej nocy. Zasnęliśmy jakoś chwilę po północy. Około drugiej obudziła mnie pochylająca się nade mną rozczochrana blond czupryna, szepcząca: "Mamusiu! Mogę się przytulić?" W tym momencie zdałam sobie sprawę, że się nie wyśpię, ale oczywiście wpuściłam Ignasia do łóżka. Oplótł mnie zaraz tymi swoimi chudymi ramionami, powiedział cichutko: "Zobacz jak my teraz jesteśmy fajnie splątani Mamusiu". I zasnął. Ja oczywiście nie, bo jakoś tchu nie mogłam złapać, ale też bałam się poruszyć żeby go nie zbudzić. Około 2:30 zaczęła się uaktywniać Helena. Słychać było wyraźne kopnięcia w łóżeczko i jakieś pojękiwania. Ignacy się obudził więc zaproponowałam mu, że może położy się w swoim pokoju, a ja położę się tam z nim, bo inaczej siostra ...

Puk, puk! Powtórka z rozrywki.

Zaczęły się! Ponownie. Żarty. Jesteśmy rodzicami dwójki dzieci. Obserwowaliśmy ewolucję żartów u Ignacego, a teraz mamy powtórkę z rozrywki u naszej, prawie dwuletniej Helenki. Uwielbiamy żarty sytuacyjnye, improwizowane. Jako pedagodzy wiemy, że dziecko zaczyna żartować z wiekiem. Muszą się w mózgu wykształcić pewne połączenia. Żart jest mocno związany z umiejętnością myślenia abstrakcyjnego, które u dziecka z czasem się rozwija. Jako rodzice wiemy, że dziecko najwięcej uczy się przez rozmowę. Wiec gadamy z naszymi dziećmi i gadamy i gadamy. Żart jest tym śmieszniejszy im bardziej skojarzy się ze sobą z pozoru nie powiązane rzeczy. Obecnie nasz 6-letni Ignacy bardzo często nas rozśmiesza, coraz bardziej wyrafinowanymi i świadomymi żartami sytuacyjnymi. Pamiętamy jak to się zaczynało. Ignacy nie miał półtora roku. Wiedział doskonale jak robi kot ("miał"), pies ("hau hau"), świnka ("chrum:) itp. Pewnego dnia siedzieliśmy we trójkę w łóżku i coś jedliśmy....