- Mamy w domu mysz! - krzyknął z kuchni zaaferowany małżonek. Ja, siedząca właśnie w ogrodzie, zastygłym w pół ruchu z kubkiem kawy przy ustach. - I co teraz? - zapytałam po chwili. - Złapię ją! - odkrzyknął bohatersko. - Uhm...- tyle byłam w stanie wykrztusić, bo właśnie przybiegła mega podjarana Helka. Biegła na palcach i nagle przemówiła dzikim szeptem: - Szsz! Ciii! My udajemy z tatą, że nas nie ma, żeby myszy myślały, że nas nie ma! - po czym zachichotała i pognała do myszy. - Od razu wiadomo, że czytacie Helenie „Kubusia Puchatka” - zauważył Ignacy, odrywając się od lektury i spokojnie skierował swoje kroki do domu. Ja nie miałam zamiaru ruszać się z leżaka, bo tak pięknie świeciło słońce, ale zaintrygowały mnie hałasy dobiegające z pokoju oraz okrzyki podekscytowanej Heleny: - Squik! Squik! Ja z nią pogadam i ją wywabię tato! Squik! Squik! Ruszyłam więc do domu na spotkanie z myszą. Zastałam tam mojego męża z dzikim spojrzeniem i jakimś kijem w ręce. Grzebał tym drągiem za witry...
KILKA TUZINÓW ZABAWNYCH HISTORII