Przejdź do głównej zawartości

Escape day


🌞 🌴😍 Był piękny, wakacyjny dzień. Mieliśmy wracać z wojaży po północnej Anglii do domu, ale postanowiliśmy po drodze jeszcze zwiedzić zabytkową latarnię morską. 🌊 Zatrzymalismy się na parkingu i od razu w oczy wpadło nam wielkie ogłoszenie: 🚌 „Uwaga! Parking jest zamykany o godz. 20:00 i otwierany dopiero o 9:00 rano.”
- O kurczę! - powiedziałam - obyśmy tu nie utknęli na noc!
- No gdzie tam! - odpowiedział szybko tata Jędrzej - przecież nie będziemy spacerować do 20! Idziemy na krótki spacer i wracamy do auta a potem do domu. 🙈😂
No i poszliśmy…

⚓️ 😍 🌊 A potem było zwiedzanie latarni, podziwianie widoków, cudowne klify, poszukiwanie skrytek z Geocachingu oraz piknikowa przerwa. A na zakończenie jeszcze zauważyliśmy, że kwitną krzewy dzikiej róży, wiec postanowiliśmy zerwać trochę płatków na sok. O! Jak nam było miło i relaksacyjne… 🌊

🌴Oddychaliśmy pełną piersią i czuliśmy wspaniały zapach wody morskiej … wtem…
- O której zamykają ten parking? - spytał zaniepokojony Jędrzej.
- O 20! - odpowiedziałam i po szybkim zerknięciu na zegarek dodałam - Ooo!
- A która jest godzina?
- 20:10!!! - krzyknęłam.

😱😬No i wpadliśmy w popłoch. Popędziliśmy czym prędzej w stronę auta. Pozostało samotnie na parkingu. 🅿️🚌
- Jeszcze zdążymy! - krzyknął jak zwykle optymistycznie nastawiony Jędrek - Przecież nikt punktualnie nie zamknie parkingu!

😬😱 Wpakowaliśmy się czym prędzej do auta i pojechaliśmy w stronę bramy.

A tam… Brama była zamknięta na jakąś wypasioną kłódkę z pięciocyfrowych szyfrem! 🔒🔒🔒- O nie! Co teraz? - spytał Ignacy
- Będziemy spać w aucie - odpowiedziałam starając się zachować spokój.
- 💪 No gdzie tam! Zaraz to załatwię - 💪 powiedział Jędrek i zaczął grzebać przy kłódce.
- Co ty robisz? - spytał nasz dziesięcioletni Ignacy
- Sprawdzam różne kombinacje szyfrowe!🔒
- Ale ty wiesz ile to jest kombinacji jeśli mamy 5 cyfr? Ja ci to mogę szybko obliczyć… - zaofiarował swą pomoc nasz młody fan matematyki.
- Dziękuję, nie trzeba - powiedział szybko Jędrek, nie przestając majstrować przy kłódce. 🙈🔒

Ja tymczasem zaczęłam przeglądać filmiki na YouTube „Jak otworzyć kłódkę na szyfr bez użycia kodu” oraz „Jak złamać zamek szyfrowy w kilka sekund”. 💪🔒🙈 Niestety, to co na filmikach wyglądało na spoko luzik czyli jakieś pociągnięcia, wsłuchiwanie się w kliknięcia i tego typu sprytne zabiegi, u nas nie przyniosło rezultatu.
- Pewnie ta kłódka jest lepsza niż te z filmików - powiedział pocieszająco Ignacy.
- Jestem głodna - dała o siebie znać Helena.

😱 🥪 Czym prędzej zrobiłam w głowie bilans rzeczy, które mamy przy sobie i nadają się do jedzenia: chipsy, jabłka, banany, orzeszki, czekolada… Nie wyglądało to najlepiej, ale jeśli tu utkniemy na noc, to będzie musiało wystarczyć na kolację. Tymczasem panowie cały czas majstrowali przy kłódce. 🔒🙈
- A nie ma tu żadnej innej drogi do wyjazdu? - zapytałam sama w to nie wierząc.
- Na pewno jest! - podchwycił mój małżonek i puścił się biegiem po okolicy.
- Biegnę za nim! - rzucił Ignacy
- W żadnym wypadku! - powiedziałam ostro. Po pierwsze nie dogonisz swego ojca kiedy jest w nerwowym amoku, a po drugie jak tak wszyscy zaczną biegać w różne strony to się zaraz pogubimy.😱😬

☔️🌧🌠 Tymczasem zaczął padać deszcz i wyraźnie sie ściemniło. Czekaliśmy cierpliwie w aucie aż wróci Jędrek.
Po jakimś czasie zobaczyliśmy jak biegiem wraca i krzyczy:
- Prawie znalazłem drogę! 😃- Co to znaczy? - spytałam.
- Jakbyśmy trochę przejechali po trawie, to tam potem jest taki przesmyk i się zmieścimy z autem, a potem przejedziemy między takimi dwoma wielkimi kamieniami, bo też damy radę i już … tylko, że potem jest jakaś brama i ona raczej też jest zamknięta…😬😱🙈

Sytuacja wydawała się patowa. W oddali zobaczyliśmy jakiegoś mężczyznę spacerującego z psem.
- Może on wie jak się stąd wydostać? Zapytajmy go! - powiedziałam nie tracąc resztek nadziei.
- Może on zna kod do kłódki? - powiedział mój małżonek, co brzmiało już raczej nieprawdopodobnie.

🔒 🚌 😮 Facet wyglądał na bardzo zdziwionego, że krążymy tu autem po dwudziestej. Powiedział nam spokojnie, że jeśli brama jest zamknięta to wyjedziemy stąd dopiero rano, ponieważ nie ma innego wyjazdu. 😱😱😱 Właściwie to codziennie przed zamknięciem po całym terenie jeździ jakiś człowiek i sprawdza czy na pewno wszyscy opuścili już teren parku i to jest bardzo dziwne, że nas nie zauważył… 🙈😬

😂 😅 Dziwne? Mnie to już kurczę z tą rodziną nic nie dziwi. Kiedyś jeszcze zadawałam sobie pytanie dlaczego przygody tak do nas lgną, ale ostatnio już nawet nie pytam. Po prostu przyjęłam, że tak musi być.
- A może gdzieś tu jest jakiś numer alarmowy na który można zadzwonić w razie kłopotów? - zapytał Ignacy i poszedł czytać wszystkie tablice informacyjne w pobliżu parkingu.
- Będziemy tu spać w aucie? - spytała Helena.
- No gdzie tam! - powiedział tata i stwierdził, że idzie do tych mieszkań przy latarni, bo widział, że jacyś ludzie je wynajmują.
- Ale co ty powiesz tym ludziom? - spytałam.
- Spróbuję zdobyć kod do kłódki! Powiem, że jestem tu z dziećmi i że nie możemy wyjechać, że spóźniliśmy się tylko chwilkę, że może mieliśmy jakiś problem, że dziecko źle się czuło czy coś… 🙈🚌
- Ale tato! Nie wolno kłamać! - powiedziała Helena.
- Masz rację! Nie wolno - odpowiedziałam - ale musimy się stąd jakoś wydostać!
- Ja mam lepszy pomysł - kontynuowała nasza pięciolatka - powiemy, że się zgubiliśmy! 😅
- Ale przecież to też kłamstwo, a poza tym tu nie można się zgubić! - odpowiedział rzeczowo Ignacy i dodał - Nie ma tu żadnego numeru alarmowego! Wszystko przeszukałem.
- No to dupa! Zostajemy na noc w aucie. Mamy wodę i kuchenkę w bagażniku. Ugotujemy herbatę, umyjecie zęby, bo kosmetyczkę też mamy, a potem otulicie się kocami i pójdziecie spać… 💪💪💪- powiedziałam, bo zawsze czuję się bezpieczniej kiedy mam jakiś plan.
- Idę do tych ludzi! - przerwał moje wywody Jedrzej i wyszedł z auta.

😍 Po kilku minutach wrócił, a my przywitaliśmy go chóralnymi okrzykami: I co? I co? I co?
- Zapukałem tym ludziom w okno - zaczął.
- Dlaczego w okno a nie w drzwi ? - zapytałam czepiając się szczegółów.
- A właściwie to nie wiem - kontynuował mój małżonek - W ogóle to przerwałem im w kolacji…
- Oj! A co jedli? - spytałam, czując jak mi zaczyna burczeć w brzuchu.
- Jestem głodna - dodała Helenka.
- Nie zauważyłem co jedli - nie dał sobie przerwać Jędrek - ale za to jedna babka dała mi numer do właścicieli, którzy wynajmują te pokoje i zaraz tam zadzwonię. 💪

Powiedział to i szybko wyszedł. Po chwili uraczył nas wiadomością, że ta właścicielka postara się nam jakoś pomóc i zadzwoni do kogoś a potem oddzwoni. ☎️🤳📞

Czekaliśmy w napięciu na jej telefon. Kiedy zadzwoniła i słyszeliśmy jak podaje Jędrkowi kod do kłódki to czuliśmy, że jesteśmy uratowani! Podziękowaliśmy jej chórem za uratowanie życia i pojechaliśmy pędem otwierać bramę.🔒💪Kiedy po wpisaniu magicznych pięciu cyfr mogliśmy wreszcie wyjechać, poczuliśmy się naprawdę wolni. Niemalże było słychać huk, jakby kamienie spadały z naszych serc. 🪨❤️ Mogliśmy wrócić do domu i zasnąć w naszych łóżkach! Nie musimy koczować gdzieś na parkingu! Uff! Ulżyło nam. 😅😍

- Lubię być z wami i uwielbiam te nasze przygody! - powiedział Ignacy. 😍

🔒💪🔒 W sumie cała akcja od zorientowania się, że jesteśmy w potrzasku, do odblokowania kłódki trwała krócej niż godzinę. Było jak w Escape room, tyle, że w realu! Jesteśmy wielkimi fanami tego typu rozrywki i wreszcie doświadczenie w tej dziedzinie do czegoś nam się przydało! 💪😉

#mamotato #blog #przygoda #latarniamorska #parking #uwięzieni #pułapka #wakacje #podróże #rodzina #dzieci #holidays #family #blogger #escape #locked #together #with #children #real #escaperoom #lighthouse #adventure #carpark

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mydło Wikingów

Ignacy Godlewski (lat prawie 9) dorasta. Stało się to nagle i niespodziewanie. Zaczęło się chyba od tego, że postanowił nam zrobić herbatę i na pytanie zestresowanego ojca: „Nie poparzysz się?” Odpowiedział coś w stylu: „Nie! No weź!” (Pytanie oczywiście było durne, bo nie znam osoby, która na takowe odpowiedziałaby: „Tak, pewnie się poparzę, ale najwyżej w stopniu lekkim”). W każdym razie Ignacy jak obiecał, tak faktycznie się nie poparzył i robi nam te herbaty teraz cyklicznie. Czasem dochodzi do tego jakieś zorganizowanie śniadania a ostatnio zaczął być specjalistą od rozpalania grilla. Zrobił się przy tym jakiś taki dumny i męski. Generalnie nie ma dla niego rzeczy niemożliwych i nawet czasem gdy jego tata się poddaje i mówi, że czegoś się nie da zrobić, to Ignaś mówi: „Pokaż mi to!” i okazuje się, że jednak się da! Dziś natomiast Ignacy zaskoczył nas wszystkich ponieważ postanowił zrobić mydło. I nie jakieś tam byle jakie, tylko mydło z kasztanów! Od jakiegoś czasu ten pomysł ...

Ignacy i nowa budowa

- Tato, widziałeś? Tam była nowa budowa! - Usłyszałem z tylnego siedzenia, gdy dziś rano odwoziłem Ignacego samochodem do przedszkola: - Naprawdę? - spytałem. - Tak, nie widziałeś? - usłyszałem wyraźny wyrzut w głosie. - Nie widziałem, ale skąd wiesz, że to była nowa budowa, były tak jakieś koparki? - spróbowałem podpytać. - Nie, tylko dwóch ludzi - odpowiedział Ignacy. - I co oni robili? - byłem ciekaw. - No chodzili... i rozmyślali... - wymieniał powoli Ignacy. - A co, budowlańcy dużo rozmyślają? - spytałem. Ignacy zamyślił się i po chwili powiedział: - Myślę. Po kolejnej chwili dodał: - Myślę. I po kolejnej chwili zakończył melancholijne: - Tak - po czym kontynuował. - A wiesz tato, że ja dziś w przedszkolu znowu będę budował z Marcelem podziemny garaż. Ja bardzo lubię budować z Marcelem. I wiesz tato, ja rządzę na tej budowie. Jednym słowem może jednak ten mój syn będzie budowlańcem, przecież ma już opanowane dwie podstawowe cechy sztuki budowlanej: rządzenie i rozmyśla...

Teraz to już pewne. Mężczyznom brakuje jednego genu.

 To jeden z tych kiepskich poranków. Straszna migrena, taka, która sprawia, że każdy krok jest dramatem i powoduje odruch wymiotny. Każdy odgłos przeszkadza, a wiadomo, że przy dwójce dzieci odgłosów jest naprawdę niemało. Ignacy od razu zauważył, że coś ze mną nie w porządku i zapytał co się dzieje. Otrzymał odpowiedź, że boli  mnie strasznie głowa i chce mi się wymiotować. Przytulił mnie i odrzekł krótko: - To wymiotuj mamo! No tak… chyba sformułowanie „chce mi się wymiotować” nie jest odpowiednie. Przecież jak czegoś się chce to powinno się to robić… Nieważne. Byle tylko usiąść na kanapie. Tak! Jak siedzę, to wszystko wiruje jakby mniej. Łykam paracetamol i jak zwykle wierzę, że za chwilę będzie lepiej. Nagle słyszę okrzyk oburzonego Ignacego, który wymachuje pustym kubkiem: - Mamo a Helena to wypiła a nie wiadomo czy to nie było wino?! - Jakie wino? Skąd wino? – pytam, rozglądając się nerwowo po pokoju i starając się przypomnieć sobie kiedy w ogóle piłam ostatnio ja...