Przejdź do głównej zawartości

Pegaz zdębiał


📚❤️Wymarzyłam sobie jakiś czas temu, że zakupię do rodzinnego zbioru książkę Stanisława Barańczaka pt. „Pegaz zdębiał”. Już sam tytuł jest wiele obiecujący, a opis iż jest to zbiór „pomysłowych i nieodparcie śmiesznych tekstów” brzmi niczym must have dla nas. 😍Uwielbiamy bowiem wszelkie słowne żonglerki, chętnie tworzymy anagramy i limeryki oraz kochamy łamańce językowe. 


😢Niestety po sprawdzeniu w kilku księgarniach okazało się, że książka jest już niedostępna i trzeba będzie skorzystać z rynku wtórnego. Jednak większość z dostępnych online książek miała zniszczone okładki oraz, według mnie, wygórowane ceny. 


💡📚Postanowiłam zapytać o tę książkę w jednej z moich ulubionych poznańskich księgarni, mieszczącej się koło Starego Rynku, czyli w Arsenale. 

A co tam! Pomyślałam sobie. Nic nie tracę pytając! No a potem zdarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. 😅😂

Otworzyłam stare, ciężkie, drewniane drzwi księgarni i weszłam z Helenką i Ignasiem do środka. Wewnątrz był tylko jeden klient, który właśnie wychodził. Przy kasie siedział siwy jegomość w okularach, który nawet nie spojrzał w naszą stronę. Podeszłam do niego wraz z przyklejonymi do mych boków dzieciakami i powiedziałam: 

 - Dzień dobry, (tu uśmiechnęłam się przyjaźnie) czy jest może książka Stanisława Barańczaka pt. „Pegaz zdębiał”? 😊

- Nie mamy tej książki w ofercie - odpowiedział sprzedawca i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. 

No tak - pomyślałam - w sumie to spodziewałam się, że raczej jej tu nie kupię. Sprzedawca jednak wciąż wpatrywał się we mnie i nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Ja więc jakby nigdy nic (choć ciut zaniepokojona) wpatrywałam się w niego. 

Sprzedawca omiótł wzrokiem moje dzieci, potem otaksował mnie ponownie od stóp do głów i rzekł: 

- No dobra! Mam tę książkę. 


😅 Normalnie zgłupiałam! Można powiedzieć, że zdębiałam jak ten Pegaz w tytule. No bo jak to w końcu jest? Jest tutaj ta książka czy jej nie ma? Zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć… Stałam tak więc wpatrując się w tego nietuzinkowego księgarza. On zaś sięgnął na jakąś półkę tuż nad swoją głową, wyjął stamtąd książkę Barańczaka i kontynuował swoją wypowiedź: 

- Bo ta książka była już czytana…

- Pan ją czytał? - pozwoliłam sobie zapytać.

- Nie! Jedna moja znajoma przyniosła tutaj tę książkę i powiedziała, że mogę ją sprzedać tylko jeśli ktoś o nią zapyta…I ta książka tak tutaj czekała…

- Czekała na mnie! - dokończyłam za niego i uśmiechnęłam się oraz czym prędzej pochwyciłam moją zdobycz, żeby się nie rozmyślił. 


😊📚Helena i Ignacy pognali na poszukiwania jakiś książek dla siebie, a ja krążyłam powoli po księgarni, cały czas zastanawiając się nad tym, co miało miejsce przed chwilą. A może ten tytuł książki był jakimś tajnym hasłem? O matko! Pewnie wezmą mnie teraz za jakiegoś szpiega!? I co? W tej książce jest ukryta jakaś tajna wiadomość? No gdzie tam! - pocieszałam się szybko, ale dla pewności przekartkowałam jednak książkę, po czym podeszłam do Ignasia i zapytałam szeptem: 

- Czy ty widziałeś co tu się wydarzyło? 

- No tak, to było dziwne - powiedział mój syn. Ty naprawdę masz mega wymuszające spojrzenie! 😅😅😅


Hmm… na księgarza może podziałało, ale wciąż nie mogę nic wskórać tym spojrzeniem kiedy mówię moim dzieciom, że trzeba posprzątać pokój. No coż, nie można mieć wszystkiego. Z księgarni wyszliśmy za to bardzo zadowoleni i jeszcze rabat dla uczniów i stałych klientów dostaliśmy! 🥰📚


👍Jeśli lubisz takie rodzinne, nietypowe i zabawne historie to koniecznie odwiedź nasz blog: blogmamotato.blogspot.com oraz polub naszą stronę mamotato na Facebook i Instagram 😊


#mamotato #blog #mamotatostore #księgarnia #arsenał #przygoda #książka #pegazzdębiał #barańczak #book #adventure #family #children #dzieci #zmamą




Jeśli podobał się Tobie nasz wpis polub stronę mamotato na Facebooku 👍🙃

Obserwuj mamotato na Instagramie 😉🔭

Subskrybuj nasz kanał mamotato na YouTube 🎶🎹



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mydło Wikingów

Ignacy Godlewski (lat prawie 9) dorasta. Stało się to nagle i niespodziewanie. Zaczęło się chyba od tego, że postanowił nam zrobić herbatę i na pytanie zestresowanego ojca: „Nie poparzysz się?” Odpowiedział coś w stylu: „Nie! No weź!” (Pytanie oczywiście było durne, bo nie znam osoby, która na takowe odpowiedziałaby: „Tak, pewnie się poparzę, ale najwyżej w stopniu lekkim”). W każdym razie Ignacy jak obiecał, tak faktycznie się nie poparzył i robi nam te herbaty teraz cyklicznie. Czasem dochodzi do tego jakieś zorganizowanie śniadania a ostatnio zaczął być specjalistą od rozpalania grilla. Zrobił się przy tym jakiś taki dumny i męski. Generalnie nie ma dla niego rzeczy niemożliwych i nawet czasem gdy jego tata się poddaje i mówi, że czegoś się nie da zrobić, to Ignaś mówi: „Pokaż mi to!” i okazuje się, że jednak się da! Dziś natomiast Ignacy zaskoczył nas wszystkich ponieważ postanowił zrobić mydło. I nie jakieś tam byle jakie, tylko mydło z kasztanów! Od jakiegoś czasu ten pomysł ...

Ignacy i nowa budowa

- Tato, widziałeś? Tam była nowa budowa! - Usłyszałem z tylnego siedzenia, gdy dziś rano odwoziłem Ignacego samochodem do przedszkola: - Naprawdę? - spytałem. - Tak, nie widziałeś? - usłyszałem wyraźny wyrzut w głosie. - Nie widziałem, ale skąd wiesz, że to była nowa budowa, były tak jakieś koparki? - spróbowałem podpytać. - Nie, tylko dwóch ludzi - odpowiedział Ignacy. - I co oni robili? - byłem ciekaw. - No chodzili... i rozmyślali... - wymieniał powoli Ignacy. - A co, budowlańcy dużo rozmyślają? - spytałem. Ignacy zamyślił się i po chwili powiedział: - Myślę. Po kolejnej chwili dodał: - Myślę. I po kolejnej chwili zakończył melancholijne: - Tak - po czym kontynuował. - A wiesz tato, że ja dziś w przedszkolu znowu będę budował z Marcelem podziemny garaż. Ja bardzo lubię budować z Marcelem. I wiesz tato, ja rządzę na tej budowie. Jednym słowem może jednak ten mój syn będzie budowlańcem, przecież ma już opanowane dwie podstawowe cechy sztuki budowlanej: rządzenie i rozmyśla...

Teraz to już pewne. Mężczyznom brakuje jednego genu.

 To jeden z tych kiepskich poranków. Straszna migrena, taka, która sprawia, że każdy krok jest dramatem i powoduje odruch wymiotny. Każdy odgłos przeszkadza, a wiadomo, że przy dwójce dzieci odgłosów jest naprawdę niemało. Ignacy od razu zauważył, że coś ze mną nie w porządku i zapytał co się dzieje. Otrzymał odpowiedź, że boli  mnie strasznie głowa i chce mi się wymiotować. Przytulił mnie i odrzekł krótko: - To wymiotuj mamo! No tak… chyba sformułowanie „chce mi się wymiotować” nie jest odpowiednie. Przecież jak czegoś się chce to powinno się to robić… Nieważne. Byle tylko usiąść na kanapie. Tak! Jak siedzę, to wszystko wiruje jakby mniej. Łykam paracetamol i jak zwykle wierzę, że za chwilę będzie lepiej. Nagle słyszę okrzyk oburzonego Ignacego, który wymachuje pustym kubkiem: - Mamo a Helena to wypiła a nie wiadomo czy to nie było wino?! - Jakie wino? Skąd wino? – pytam, rozglądając się nerwowo po pokoju i starając się przypomnieć sobie kiedy w ogóle piłam ostatnio ja...